czwartek, 31 grudnia 2015

Przepis na najlepszą noworoczną sałatkę!

00:10
sałata I miska I stół I drewno I sałatka


Dziś najbardziej szalona noc kończąca – mam nadzieję udany – 2015 rok. Kreacje już gotowe, fryzury wymyślone, a kieliszki tylko czekają, by wypełniły się morzem szampana. Ale chwileczkę! Czym byłaby udana impreza bez pysznego jedzenia? To jedna z tych chwil, gdzie zazwyczaj stoły uginają się pod ilością jadła. Dlatego dzisiaj postanowiłam sprzedać Wam  jeden z moich sprawdzonych przepisów na najlepszą sałatkę jaką kiedykolwiek jedliście. Co prawda w kuchni przypominam bardziej Dorotę Wellman niż Magdę Gessler, ale zapewniam Was, że na tej recepturze się nie zawiedziecie. Pamiętajcie żeby  każdego z wymienionych niżej składników było jak najwięcej, najlepiej tyle, by starczyło na cały rok. Jesteście gotowi? No to zaczynamy!
Składniki:
  •     Radość – w  bardzo dużych ilościach, to podstawa naszego dania. Najlepiej pokroić i rozrzucać wszędzie tam, gdzie to możliwe – do pracy, wtedy, gdy szef nie patrzy zbyt miło, na uczelnię, bo kolejka do dziekanatu kończąca się przy automacie do kawy będzie przyjemniejsza, na przejściu dla pieszych, by innym się milej czekało i w sklepie, bo może następnym razem pani ekspedientka pozwoli  wam być winnym tego grosika.
  •     Wdzięczność – wycisnąć jak najwięcej i polać obficie wszystko. To, że sąsiad robi remont o 7 rano, w czasie, gdy ty wolałbyś jeszcze chwilę poprzytulać się z Morfeuszem, bo słyszysz i masz gdzie spać. To, że spóźniłeś się na tramwaj i musisz biec na zajęcia zaczynające się za 5 minut, bo masz nogi, możesz biegać i ten pączek ze śniadania jakoś łatwiej się spala. I to, że akurat wyładował ci się telefon, bo możesz choć przez chwilę być offline i zagadać do tej pięknej dziewczyny siedzącej obok w autobusie.
  • Wiara – posypać mocno każdą, nawet najmniejszą myśl. Że może jednak nie jesteś taki beznadziejny, skoro udało ci się trafić do kosza za każdym razem. Że po humanie nie skończysz w McDonaldzie, tylko będziesz kręcił świetne filmy, bo masz do tego ogromny talent. Że w końcu zdasz na to prawo jazdy, bo ostatnim razem wreszcie udało ci się nie wymusić pierwszeństwa.
  •   Szacunek – podobnie jak z radością pokroić i dodawać wszędzie. Do sąsiada z naprzeciwka, bo mimo tego, że tyle razy mu tłumaczyłeś, że Bronisław Komorowski to marionetka i szogun, on i tak na niego zagłosował w wyborach. Do Sebka z bloku obok – bo wiesz co się liczy - szacunek ludzi ulicy. Do twojego katechety, bo mimo tego, że świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że połowa klasy to gimboateiści to i tak ma odwagę mówić im o Bogu.
  • Przebaczenie – dodać tam, gdzie czuć, że czegoś brakuje. Przebacz sobie, bo ostatniego wieczoru zamiast uczyć się na sprawdzian z pszyry, wolałeś grać w LOL – a, a teraz jest ci głupio bo tylko ty dostałeś pałę. Tej pani w tramwaju, która na miejsce gdzie ty mogłeś usiąść padnięty po WF – ie, postawiła swoje bardzo zmęczone reklamówki z Biedronki. Ojcu, bo obiecał, że pojedziecie na rowery w tą niedzielę, a teraz leży i ogląda telewizor.

W każdej sałatce ważne są przyprawy. Nadają jej smaku i aromatu i sprawiają, że wszystkie składniki łączą się w jedną całość i doskonale się uzupełniają. My do tej potrawy potrzebujemy tylko jednego. Miłości. Tak więc bierzcie i sypcie ile możecie, nie krępujcie się! Posypcie najpierw siebie, abyście wiedzieli, że w sumie to całkiem fajni jesteście, no i jakoś tak głupio spędzać czas w towarzystwie kogoś, kogo się nie lubi. Potem posypcie innych – niech też poczują się wartościowi, ważni i potrzebni.
Pamiętajcie, że wszystko razem musicie porządnie ze sobą wymieszać. Osobne też jest dobre, ale wspólnie  daje tak wyjątkowy smak i aromat, że próbując raz, ciągle będziecie chcieli więcej.


Sałatka zalecana każdemu. Bez glutenu, dietetyczna, dla wegetarian, mięsożerców, pastafarian i wyznawców latającego potwora spaghetti. Składników spokojnie wystarczy wam na cały rok, a może nawet na trochę dłużej. Tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć wam smacznego. Besos!

wtorek, 29 grudnia 2015

Szklany człowiek - pozwól się rozbić

szkło I szklany człowiek I motywacja


Znasz te zestawienia, gdzie są dwa typy ludzi? No wiesz na przykład jedni wolą pepsi, a inni colę lub jedni widzą sukienkę biało - złotą, a inni niebiesko - czarną. Są też ludzie, na których wrażenie robią słowa: możesz wszystko, myśl pozytywnie, wystarczy tylko chcieć. Powtarzają słowa jestem zwycięzcą i potem jak burza biegną po swój upragniony sukces. Jest też drugi typ. Tak zwany szklany człowiek. I właśnie o nim będzie dzisiejszy post.

Dlaczego szklany? Jest taka piosenka chłopaków z Myslovitz o takim właśnie tytule. "Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart" - to zdanie najlepiej opisuje szklanego człowieka. W sumie na tym mogłabym zakończyć i przejść dalej, ale pozwól, że trochę bardziej przybliżę Ci jego postać. Niech to będzie Krzysiek.

Krzysiek pracuje w korpo. Ale nie, że garnitur od Armaniego, a każda przerwa w gabinecie asystentki. Krzysiek jest tylko księgowym. Na obiady chodzi do baru mlecznego nieopodal lub w dniu wypłaty zaszaleje i skusi się się na prawdziwego kebsa od tego Turka, który, ma budkę naprzeciwko jego bloku. Po pracy najchętniej  zaprosiłby kumpli na jakiś meczyk i piwko, ale po pierwsze nie ma kolegów, a po drugie mieszka z matką, a ona woli oglądać losy Natalki z M jak miłość niż patrzeć na 22 facetów latających za piłką. Zamyka się więc w pokoju z paczką chipsów i puszką piwa i włącza sobie jakiś film. Po tak fascynującym dniu kładzie się do łóżka. Jak co wieczór patrzy na ścianę. Jest tam jego duma. Dyplom za trzecie miejsce w konkursie na najlepszy wiersz o miłości. To było jeszcze w liceum. Wtedy lubił pisać. Chciał być poetą, ale mamusia powiedziała, że z niego taki poeta jak z niej miss Polonia. I, że lepiej by został księgowym, z tego przynajmniej jest jakiś pożytek, a poza tym wujek Staszek jest księgowym i całkiem dobrze zarabia. Ostatnio byli z Grażynką na wakacjach. W Egipcie. Tak więc Krzysiek idąc za radą mamy i przykładem wujka Staszka będzie księgowym. W sumie to nigdy specjalnie nie przepadał za matematyką, a jedyne cyferki z jakimi chciałby mieć do czynienia to stan konta po wydaniu jego najnowszego tomiku poezji, ale przecież jego mama wie lepiej co dla niego dobre. Więc uczy się i męczy, potem zdaje maturę - nawet całkiem nieźle - no i studia. Męczy się chłopak przez te pięć lat, nieraz bywa naprawdę ciężko, raz nawet przez to płakał, ale akurat tego wieczoru ojciec do niego przyszedł i powiedział, że płaczą tylko baby i pedały, a nie prawdziwi mężczyźni. Dodał, że z niego już raczej nic nie będzie. Więc Krzysiek już nie płacze. Z trudem skończył studia. Potem szybko przekonał się, że na te wakacje w Egipcie, o których marzył po nocach, i które wujek Staszek wspomina przy okazji każdego spotkania, będzie musiał jeszcze trochę zaczekać. Zresztą z kim miałby tam jechać? Mamusi nie chce przysparzać stresu, bo ona boi się latać, znajomych i dziewczyny brak. Miał kiedyś kolegę Kamila, też lubił pisać. Każde wakacje spędzał na zmywaku w Londynie, potem poznał tam kilku gości, założyli zespół, Teraz jeździ po Anglii i koncertuje. I pisze swoje piosenki, ma świetne teksty. Szczęściarz z tego Kamila, udało mu się. Jemu rodzice też kazali iść na medycynę bo po tym na pewno znajdzie pracę. Ale on ich nie posłuchał. Wariat z niego. Kiedyś napisał do Krzyśka z trasy, spytał co u niego. Ten odpowiedział, że pracuje w korpo. W Warszawie. Na co Kamil stwierdził, że straszna pierdoła z niego. No tak, pierdoła. Po tym kontakt się urwał. Z dziewczynami to też nie jest taka prosta sprawa. Podkochuje się w Marioli, koleżance z pracy. Nogi jak u gazeli, szyja jak u żyrafy,a oczy jak u kota z Shreka. Kiedyś byli na kilku randkach, pocieszał ją nawet jak chłopak ją rzucił. Ona mu się odwdzięczyła najlepiej jak umiała. Nazwała go swoim PRZYJACIELEM. Następnego dnia widział ją już z Wojtkiem. On też miał coś ze Shreka - twarz. Mądrością nie grzeszy, ale ma najnowszy model Ferrari, a Mariola lubi szybkie samochody. Naszemu bohaterowi znowu nie wyszło.

Jest nikim. Do niczego się nie nadaje. Nic nie umie. Jego życie to jedno wielkie pasmo niepowodzeń. Płynie wolno, nic ciekawego się nie dzieje. Jest przeźroczysty. Szklany. 

Dzień za dniem narasta w nim frustracja. Najpierw są małe rysy, potem pojawiają się pęknięcia, aż przychodzi moment gdzie rozbija się na drobne kawałeczki. Już nie chce być szklany. 

Pakuje swoje rzeczy, zwalnia się z korpo, wyjeżdża w Bieszczady. I tam pisze. Nie ma z tego kokosów,ale ma coś cenniejszego - szczęście. 

To jest właśnie ten drugi rodzaj motywacji. Ten moment, gdy jesteś już na dnie i w sumie nie masz nic do stracenia. Jest Ci wszystko jedno. I spadasz. Jak ten kieliszek po wódce, którą samotnie piłeś w domu, i gdy szedłeś się położyć lekko wstawiony zrzuciłeś go na posadzkę w kuchni. Widziałeś jak się rozbija i stwierdziłeś, że po tylu latach Ty też tak chcesz, też chcesz się rozbić. A potem zacząć budować siebie od nowa. Z jakiego materiału? Możesz być kamieniem. twardym i niedostępnym. Nie do złamania. Możesz być gliną. Co prawda będziesz musiał się trochę przypalić, żeby jakiś malutki deszczyk nie zrobił z Ciebie błota, ale wiesz, że warto.  Albo możesz znowu być ze szkła. Tylko kolorowego. Będziesz witrażem, prze który w letni dzień wpadają promienie słońca i robią tęczowe cienie. Ty wybierasz. 


niedziela, 13 grudnia 2015

5 filmów do obejrzenia na święta

10:12
para | film | telewizor


Boże Narodzenie za pasem. W sklepach kolejki jak za czasów PRL - u, święty Mikołaj już zagląda na swoją listę niegrzecznych dziewczynek - żeby wiedział komu ma przynieść rózgi, wiadomo - a mamy i babcie uskuteczniają akcję umyj okno dla Jezusa. I tak przez cały grudzień. I gdy nadchodzi ten magiczny czas czekamy na to, by móc w spokoju i z radością kultywować świąteczne tradycje. Pewnie w tym miejscu pomyśleliście o dzieleniu się opłatkiem, kolacją wigilijną czy rozmawianiem z waszym kotem, dlaczego w tym roku myszek było tak mało, ale nie o tym mówię. Wiecie o czym marzą te wszystkie Grażyny po tym jak już zrobiły jedzenia tyle, że nawet gdyby na święta zjechały się wszystkiego chytre baby z Radomia, to i tak by jeszcze zostało. Albo ci wszyscy Janusze, którzy przed świętami tak oświetlili swoje domy, że świecą się bardziej niż gwiazdka betlejemska. Są jeszcze zmęczeni ciągłymi kartkówkami uczniowie, no i studenci, którzy przedzierali się przez zatłoczone dworce po to, żeby tylko zdążyć na barszczyk z uszkami do mamusi. Powiem Wam o czym oni wszyscy marzą. O tym, by usiąść i odpocząć. A gdzie się najlepiej odpoczywa, jak nie przed telewizorem. I tu dochodzimy do sedna. Co oglądać? Oprócz Kevina oczywiście, no bo jak to Wigilia bez Kevina? Ale są jeszcze całe dwa dni. I co wtedy? Spokojnie, nie panikujcie. Specjalnie na tę okazję przygotowałam dla Was listę pięciu filmów, które warto obejrzeć w święta.


     Listy do M.


mikołaj | para | łóżko


Ten film to dowód na to, że Mikołaj jednak istnieje. I okazuje się, że to wcale nie jest miły, siwy, starszy pan, ale niezły z niego łobuz. Oprócz tego jest też kilka innych wątków. Dowiecie się, że Amor czasem naprawdę strzela swoją strzałą, tylko, że jest ona w postaci kulki śniegu, poznacie oryginalne danie na świąteczny stół i przekonacie się, że czasem dla dobra związku warto zgubić się w lesie. Ostatnim, ale nie mniej ważnym elementem tego filmu jest muzyka. Jeśli ktoś jest nieprzekonany do polskich komedii, warto zobaczyć Listy do M chociażby ze względu na piosenki. What the world needs now is love, sweet love to moja ulubiona, idealnie wpasowuje się w klimat filmu.


     Holiday


wanna | kobieta | dom

Znacie to wyrażenie spierdolić jak najdalej? Pewnie, że znacie. Każdy z nas ma czasem takie dni, że nic tylko zaszyć się w przytulnej chatce gdzieś w górach. Bohaterkom tej komedii też towarzyszyło to uczucie. Po swoich zawodach miłosnych znalazły się przez internet i postanowiły zamienić domami na dwa tygodnie. I tak Iris z mroźnej Anglii przeniosła się do Los Angeles, a Amanda z miasta aniołów wywędrowała do uroczej, angielskiej wioski. I jak to w życiu bywa, to przed czym najbardziej uciekały i od czego chciały odpocząć właśnie w tych miejscach je dopadło. No i słówko dla męskiej części widowni. Warto zobaczyć ten film dla pięknej Cameron Diaz.

    Harry Potter


harry potter | jadalnia | choinki


Mówi się, że święta to magiczny okres w roku. Więc skoro tak jest, to dlaczego nie doprawić go jeszcze odrobią magii. Albo nawet nie szczyptą, a całą garścią. A w Harrym jej nie brakuje. Są smoki, czarownice, przypominający trochę Mikołaja profesor Dumbledore. I jest cudowny klimat ze wspaniałą ścieżką dźwiękową. Jeśli chodzi o święta to polecam trzy pierwsze części, bo tam najbardziej można dostrzec ten klimat. No i jest to, co wszyscy w świętach lubimy najbardziej - dużo śniegu, dużo prezentów i dużo jedzenia.


    Czekając na cud 



kobiety | choinki | ulica



Trafiłam na niego przypadkiem, ale ujął mnie tak bardzo, że teraz nie wyobrażam sobie świąt bez niego. Bo wiecie, Boże Narodzenie to nie tylko ten czas gdzie wszyscy się kochają, a problemy znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Są ludzie, dla których to właśnie święta są najtrudniejszym okresem w roku, bo na przykład mają chorą matkę, albo chorobliwie zazdrosnego chłopaka. I wtedy, właśnie w ten magiczny okres te najgłębiej skrywane problemy wychodzą. I często bardzo ciężko jest sobie z nimi poradzić. I właśnie to starają się zrobić bohaterowie tego filmu. Chcą, aby ciepło świątecznego blasku otuliło także ich serca.


     Opowieść Wigilijna 


stół | jedzenie | świece | ludzie

  I na sam koniec świąteczny klasyk. Święta to taki czas, gdzie warto dostrzegać drugiego człowieka. I właśnie z tym Ebenezr Scrooge miał problem. On widział tylko siebie. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo to mu szkodzi. Ale od czego są przyjaciele. Czasem nawet martwi mogą się na coś przydać. Dzięki wizycie z zaświatów, Scrooge przekonał się o co chodzi w tej całej magii świąt. I Wam po obejrzeniu tego filmu też tego życzę.

To są filmy, bez których święta nie są dla mnie takie same. Nawet, gdy któryś z nich oglądam po raz setny to i tak wynoszę z niego jakąś naukę, zachętę do działania, rzecz, dzięki której sprawię, że Boże Narodzenie będzie choć trochę lepsze. A Wy? Jakie filmy oglądacie w święta? Komentarze są Wasze!


niedziela, 6 grudnia 2015

Nie bądź Scroogem - podziel się!

11:48


Stacje radiowe puszczają Last Christmas, pod Lidlem już ustawia się kolejka po karpia, a twarz sąsiadki wydaje się jakaś milsza. Tak to ten moment. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że święta już tuż, tuż. A jak Boże Narodzenie to wiadomo - choinka, prezenty no i Kevin po kolacji. Mnie, za każdym razem, gdy już na dobre rozpoczyna się okres świąteczny przypomina się "Opowieść Wigilijna" Dickensa. Pamiętam, że omawialiśmy ją w podstawówce - wtedy jeszcze czytałam lektury - i od tego czasu zawsze w okresie przedświątecznym odświeżam ją sobie. Tak w skrócie "Opowieść Wigilijna" to historia Ebenzera Scrooge'a - samotnego właściciela kantoru. Scrooge miał jedną charakterystyczną cechę - był strasznym skąpcem. Nie lubił się dzielić ani pieniędzmi ani czasem. Później pojawia się duch jego zmarłego przyjaciela Marleya i przestrzega go przed taką postawą, a potem do akcji wkraczają jeszcze trzy inne duchy, ale nie będę Wam tu spoilerować, zainteresowanych odsyłam do książki. Tak sobie myślę, że każdy z nas przypomina takiego Scrooge'a. No bo pomyślcie ile razy mijaliście na ulicy jakąś potrzebującą osobę, a nie pomogliście jej. Ile razy ktoś w waszej szkole organizował zbiórkę ubrań dla ubogich dzieci, a wy nic nie daliście? Wiadomo, nikt nie jest idealny, ale czasem warto dać coś od siebie, a święta to najlepsza okazja do tego! Jest tyle wspaniałych akcji, w które możecie się włączyć, na każdym kroku organizowane są zbiórki żywności, ubrań i cała masa innych rzeczy! Postanowiłam zebrać tutaj kilka pomysłów. Matką Teresą się raczej nie staniecie, ale nie będziecie też Ebenezrem Scroogem, a to już bardzo dużo!

  1. Szlachetna paczka - mam nadzieję, że tej inicjatywy nie trzeba nikomu przedstawiać. Zasady są proste: wchodzicie na stronę i tam możecie wybrać rodzinę i zrobić jej paczkę lub wpłacić jakąś kwotę pieniędzy na konto. Pierwsza opcja jest trochę bardziej czasochłonna, ale za to jaka radość rodziny z prezentu!
  2. Furgonetka razem z fundacją OneDay połączyli siły i wpadli na świetny pomysł pomocy dzieciakom. Podobnie jak w Szlachetnej Paczce macie dwie opcje: albo wybieracie malucha i robicie mu super prezent albo nadajecie paczkę dla mamy, babci, chłopaka czy szefa za pomocą furgonetki i tym sposobem 5% dochodu idzie na cele fundacji. Brzmi fajnie prawda? No to teraz jakiś mały szoping i możecie pomagać!
  3. Lubicie śpiewać kolędy? Na pewno, każdy je lubi! A wiecie jak możecie waszym śpiewaniem sprawić komuś radość? Idźcie do ZOL - u lub do domu dziecka. Nie macie pojęcia jak ogromny uśmiech to wywoła na twarzach waszych słuchaczy! I wcale nie będzie im przeszkadzało to, że nie umiecie śpiewać, potwierdzone info!
  4. Jak jesteście totalnymi odludkami i nie lubicie wychodzić z domu to możecie wpłacić pieniądze na konto jakiejś fundacji, niekoniecznie takiej która najbardziej uaktywnia się w święta. Dwie już podałam wyżej, ale jest jeszcze cała masa innych, której czekają na waszą pomoc. Tak więc siadajcie do komputera, szukajcie i wpłacajcie. I pamiętajcie to nie muszą być duże kwoty, liczy się gest!
  5. Pewnie część z Was się jeszcze uczy, i gdy w szkole nie słychać tylko dzwonka na przerwę, ale też ten Mikołajowy, to robicie sobie paczki. I założę się, że nie wszystkim te prezenty się podobają. No bo serio tysięczny flakonik perfum (chyba, że to jakaś aluzja, że powinniście częściej korzystać z prysznica, no to wtedy zwracam honor)? Albo zestaw długopisów? Podrzucę Wam pomysł jak możecie uniknąć takich niechcianych prezentów. Złóżcie się na paczkę dla kogoś innego! Może w Waszej szkole jest ktoś, do kogo nie przyjdzie Mikołaj? Albo Gwiazdor, Dzieciątko, czy wujek przebrany za tego miłego pana z brodą. I co wtedy? Wtedy to Wy nim bądźcie! Przecież i tak dostaniecie paczki od rodziców, przyjaciół babć cioć i całej reszty rodziny, więc dlaczego nie możecie sobie w tym roku odpuścić klasowych prezentów i być Mikołajem dla kogoś, kto tego bardziej potrzebuje? To fajne, mówię Wam! 
No to jak już wiecie co macie robić? Jak chcecie to możecie przebrać się za Mikołaja, Gwiazdora czy kogo tam chcecie. Tylko pamiętajcie - nie bądźcie Scroogem! A jak macie jeszcze jakieś pomysły na pomoc, komentarze są Wasze!

niedziela, 15 listopada 2015

Cisza

15:03

Piątkowy wieczór. Zrelaksowana i zadowolona wróciłam do domu po spotkaniu. Z kubkiem gorącej herbaty w ręce, otulona ciepłym kocem włączyłam komputer z nadzieją na obejrzenie jakiegoś lekkiego filmu. Jeszcze tylko szybkie sprawdzenie Facebooka i można całkowicie poddać się błogiemu lenistwu. Nie sądziłam, że od tego momentu wszystko potoczy się inaczej.

Krótki wpis na jednej z grup: "Proszę o modlitwę za ataki w Paryżu". Jakie ataki, co się dzieje? Szybki rzut okiem na profile informacyjne i taka oto wiadomość: "Strzały i ekspolzje w Paryżu, kilkanaście osób nie żyje". Później informacja o bombach i zakładnikach.

Nie wierzyłam w to, co czytałam. Pierwsza myśl: dlaczego? Później próba znalezienia jakichś logicznych argumentów na całą tą sytuację. Bo nie rozumiem dlaczego w centrum Europy, w cywilizowanym kraju dzieją się takie rzeczy. Nie rozumiem dlaczego tak niewielu, urządziło piekło aż tylu ludziom.

Obserwuję to wszystko co dzieje się po zamachach i widzę dwa obrazki. Jeden to taki, gdzie ludzie krzyczą. Nie dosłownie i nie wszyscy, ale ciężko jest znaleźć mądry i wyważony komentarz na ten temat. Ludzie wzajemnie przerzucają się opiniami, zdjęciami, filmami. Rzucają w siebie wyzwiskami. Zmieniają swoje profilowe zdjęcia na flagę Francji, zapewniają o swoim wsparciu lub wyrażają głębokie oburzenie tym co się stało. Ale wiecie co? Oni o tym za chwilę zapomną. Wrócą do szkoły, na uczelnię, do pracy. W piątek wyskoczą na imprezę ze znajomymi. Na wakacje pojadą za granicę,może nawet do Paryża. Będą pokazywać dzieciom, że to właśnie w tym miejscu był zamach, że zginęło tylu ludzi, po czym odejdą. Bez chwili refleksji.

Drugi obrazek. Cisza. Ale to nie jest zwykła cisza. To cisza wynikająca z niedopowiedzeń. To jest ten stan, gdy uświadamiasz sobie, że po kłótni z dziewczyną nie powiesz przepraszam, bo poszła na koncert i już nie wróciła. To ta chwila, kiedy po tylu próbach przekonywania rodziców żeby puścili cię na Majorkę, chcesz osobiście powiedzieć przyjaciołom, że się udało i że jedziecie, ale nie zrobisz tego bo dostali kulką w serce, gdy akurat tamtędy przechodzili. To jest ten moment, w którym powiedziałeś o jedno kocham, przepraszam, dobrze, że jesteś, świetnie ci idzie, rób tak dalej za mało i wiesz, że nigdy tego nie naprawisz bo banda terrorystów postanowiła zrobić zamach w centrum Europy i padło na to, że twoi bliscy zginęli. Na tym drugim obrazku jest pustka i ból. I żadne słowa, deklaracje nie wypełnią tej pustki. Zmiana avatara, czy rzucone między grą w CSa, a przełączaniem na nowy odcinek ulubionego serialu nie ukoją bólu. Słowa "a nie mówiłem", czy próba odwetu nie sprawią, że ludzie, którzy stracili tam bliskich poczują się lepiej.

Odnoszę wrażenie, że w obliczu tej tragedii oblaliśmy egzamin z człowieczeństwa. Wszyscy. Poczynając od wielkich głów jak politycy, dziennikarze czy celebryci, a kończąc na zwykłym Kowalskim. Nakręcamy spiralę nienawiści, obrzucamy się błotem i udajemy ekspertów. I nie mówię teraz o tym, że nie powinniśmy dyskutować, czy zastanawiać się co zrobić, by do takich sytuacji już więcej nie dochodziło, ale uważam, że powinniśmy to robić z rozwagą i wyczuciem, a przede wszystkim z szacunkiem. Bo negatywne emocje tylko nakręcają tą spiralę.

Kończąc ten wpis nie będę oryginalna, gdy powiem, że patrząc na tę tragedię, powinniśmy zacząć cieszyć się życiem i je doceniać. Powinniśmy być wdzięczni za to, że na chwilę obecną możemy żyć w bezpiecznym kraju. Powinniśmy kochać swoich bliskich i przypominać im o tym jak najczęściej. Bo jak widać na przykładzie paryżan życie jest bardzo kruche i bardzo szybko, i niespodziewanie można je stracić.

środa, 11 listopada 2015

Na świętego Marcina najlepsza gęsina

07:53

Wiecie jaki dziś jest dzień? Nie? Dam Wam kilka wskazówek. Po pierwsze od poniedziałku trwa masowe oblężenie wszystkich supermarketów w całym kraju. Każdy szanujący się Polak z całą swoją rodziną rusza na zakupy i przy okazji wykupuje pół sklepu, no bo przecież dyskonty będą nieczynne przez jeden, cały dzień. A może to są jakieś zapasy na wypadek wojny? Co prawda niektórzy mogli tak pomyśleć po objęciu stanowiska ministra obrony narodowej przez Antoniego Macierewicza, ale myślę, że nie będzie tak tragicznie.

Druga wskazówka. Niektórzy mają weekend już od wtorku. A ci, którym nie dane było zasmakować tego szczęścia, starają się całą środę maksymalnie wykorzystać na świętowanie.
No i jest jeszcze trzecia kwestia. W kierunku Warszawy można zaobserwować wzmożony ruch. Przyczyną tego jest Marsz Niepodległości.

I co teraz już wiecie co dziś mamy za dzień? Tak! To święto odzyskania przez Polskę niepodległości. Bardzo ważna data dla wszystkich, którzy czują się Polakami. Zachęcam do udziału w świętowaniu, bo dobrze jest pamiętać o historii własnego narodu.

Ale ja dzisiaj nie o tym. Wiecie co jeszcze jest jedenastego listopada? Dzień świętego Marcina. Tak więc, gdy wrócicie już z obchodów odzyskania suwerenności, to może ktoś z Was skusi się na rogala świętomarcińskiego? Te najlepsze są oczywiście w Poznaniu, ale możecie też w nagłym przypływie kulinarnego geniuszu sami takie upiec. A jeśli jeden rogal Wam nie wystarczy i ciągle jesteście głodni wiedzy, to łapcie kilka ciekawostek na temat dnia świętego Marcina. Smacznego!


  • Marcin chciał zostać pustelnikiem, ale jego ojciec wolał, by chłopiec poszedł w jego ślady i w wieku 15 lat wstąpił do armii
  • Legenda głosi, że w pewną mroźną noc u bram miasta, żebrak zwrócił się do młodzieńca z prośbą o jałmużnę. Marcin jednak nie miał przy sobie pieniędzy, więc oddał mu część swojego płaszcza. Ten gest ma też piękną symbolikę, ponieważ w czasach świętego Marcina połowa płaszcza stanowiła własność żołnierza, a druga połowa należała do armii. Tak więc młodzieniec oddał żebrakowi wszystko co miał.
  • W noc po tym wydarzeniu Marcinowi przyśnił się Chrystus ubrany w połowę jego płaszcza. 
  • W Polsce dzień świętego Marcina najhuczniej obchodzi się w Wielkopolsce. 
  • Rogale świętomarcińskie mają kształt podkowy. Jak głosi legenda jednemu z poznańskich piekarzy przyśnił się święty Marcin jadący na koniu. Zwierzę zgubiło podkowę i poznaniak postanowił piec ciasto w takim kształcie.
  • W Poznaniu corocznie na ulicy świętego Marcina odbywa się festyn pod nazwą "Imieniny Ulicy". Jest wtedy pochód, któremu przewodniczy przebrany za legionistę mężczyzna.
  • W różnych częściach Niemiec odbywają się pochody dzieci z lampionami, prowadzące do ogniska świętego Marcina.
  • W tym dniu spożywa pieczoną gęś nadziewaną jabłkami, rodzynkami i kasztanami
  • Dawniej od jedenastego listopada rozpoczynał się Adwent.

niedziela, 8 listopada 2015

Nocą łatwiej mi to przyznać jest

20:00



Żeby wprowadzić Was w klimat tej notki wypadałoby napisać, że siedzę otulona ciepłym kocem, w miękkiej piżamie, z kotem u stóp i kubkiem gorącej herbaty na biurku. Miło byłoby gdybym dodała, że w tle słychać nastrojową muzykę, a całości dopełnia kilka zapalonych świeczek. Jednak rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Podczas wyprowadzki z domu zapomniałam zapakować koc, z doświadczenia wiem, że koty nie najlepiej znoszą podróż PKP (swoją drogą ludzie też nie są jakoś szczególnie zadowoleni), a moja ostatnia próba zapalenia świec prawie skończyła się pożarem domu, więc teoretycznie powinniśmy darować sobie te romantyczne wstępy.

Ale, ale! Chwileczkę. Nie po to je tu wszystkie wypisałam, żeby teraz je - mówiąc kolokwialnie - olać. Znajdźmy ich wspólny mianownik (to chyba jedna z niewielu rzeczy, które udało mi się zrozumieć za pierwszym razem w mojej wątpliwej karierze matematycznego geniusza). Już wiecie co to jest? Tak! To wieczór/noc/ciemność. Czyli coś, co tygryski - choć w tym przypadku pasowałoby bardziej sowy, nietoperze i wampiry - lubią najbardziej.
W nocy jestem. Nie mówię, że w dzień mnie nie ma i dopiero po zachodzie słońca cudownie zmartwychwstaję. Nic z tych rzeczy. W nocy jestem dużo bardziej niż w dzień. Wtedy na powierzchnię wszystkie głęboko skrywane emocje, wszystkie niepowodzenia i sukcesy, wszystkie cudowne chwile, jak również te, o których chciałabym jak najszybciej zapomnieć. W nocy robię wszystko - no może oprócz spania, ale niestety coś za coś. Nocą czytam, marzę, jem, prowadzę ze sobą niekończące się dialogi, płaczę. Teraz zabrzmię jak typowy kołcz, ale powiem wam, że uwielbiam projektować swoją przyszłość, mimo tego, że mam świadomość, iż część z tych wydarzeń - oby jak najmniej - nigdy nie nastąpi. Być może nie jest to do końca normalne -  powiedzmy sobie szczerze, kto w dzisiejszych czasach jest normalny - ale lubię wchodzić w bliską relację z moją poduszką czyli po prostu wzruszać się. Lubię uronić łzę lub dwie (no dobra, jest tego trochę więcej, ale niech to zostanie między nami) na świetnym filmie, cudownej książce, czy przy dźwiękach wspaniałej muzyki. W nocy robię też szybki - albo i nie - risercz swojej szafy, czyli w co mam się ubrać na zajęcia. Nocą zastanawiam się też co ugotuję na obiad, ponieważ stołówka obiad u mamy nie jest jeszcze dostępna online, nad czym strasznie ubolewam. W nocy również, jak na studenta przystało, uczę się - chociaż akurat to zjawisko nie występuje tak często jak powinno. Ach! No i zapomniałabym o najważniejszym! W nocy oglądam wszystkie dostępne filmy z Dawidem Podsiadło, słucham jego muzyki i przeglądam Instagrama. Jak widać nikt nie jest doskonały.

Także jak widzicie w nocy robię bardzo różne rzeczy. Od tak prozaicznych jak jedzenie, po problemy egzystencjalne, które od wieków nękały największych filozofów.


I właśnie taki będzie ten blog. Będą książki, filmy, rozmyślania nad sensem istnienia, ale też będę starała się rozszyfrować nowy hasztag na Instagramie, czy przestawić Wam listę 10 rzeczy, które powinniście zrobić, jeśli chcecie, by wasi współlokatorzy znienawidzili Was już po miesiącu współdzielenia mieszkania (ach te studia!). 


Mam nadzieję, że z czasem uda mi się zamieścić tu treści związane z moim kierunkiem studiów - trust me, I'm psychologist. Myślę, że z chęcią dowiecie się dlaczego obecność tak znaczących postaci jak Severus Snape czy Shrek, jest konieczna do poprowadzenia wykładu z filozofii lub co ma wspólnego pompa sodowo - potasowa znajdująca się w mózgu, z tragedią antyczną.


Ten blog będzie miał wiele twarzy, czyli zupełnie tak jak ja. Tak więc jednego dnia poznacie mnie sarkastyczną i pełną dystansu do świata i siebie, a innego zobaczycie moją wrażliwą naturę, która wbrew pozorom dominuje (i jeśli kiedyś przypadkiem spotkacie moją współlokatorkę i spytacie czy naprawdę jestem tak wrażliwa, to pod żadnym pozorem jej nie wierzcie, ona się nie zna!). 


Więc jeśli tylko macie czas i chęci, by zaglądać tu częściej niż na górne półki Waszych mebli podczas porządków przed Bożym Narodzeniem, to serdecznie zapraszam. Mam nadzieję, że razem będziemy się świetnie bawić i, że razem ze mną będziecie odkrywać pozytywy zostawania na nocnej zmianie.